Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ tak! Środowisko nie ma znaczenia.
I powtórzył z siłą, jakgdyby się obawiał że mu przerwę lub że go nie zrozumiem:
— Prawdziwy wpływ, to wpływ sfery intelektualnej! Każdy jest człowiekiem swojej idei.
Z uśmiechem człowieka który dobrze podjadł, przerwał na chwilę, wypuścił monokl i wpił we mnie swoje spojrzenie jak szrubę.
— Wszyscy ludzie jednej idei są podobni do siebie — rzekł jakgdyby rzucając wyzwanie. Nie pamiętał z pewnością ani trochę, że ja mu powiedziałem przed paru dniami to, co w zamian zapamiętał tak dobrze.
Nie co wieczór zjawiałem się w tej jadłodajni w jednakiem usposobieniu. Jeżeli jakieś wspomnienie, jakaś zgryzota, zdolne są nas opuścić do tego stopnia że ich już nie spostrzegamy, zdarza się również że wracają i czasem długo nas nie porzucają. Bywały wieczory, kiedy idąc miastem aby się udać do restauracji, tak tęskniłem do pani de Guermantes, że ledwie mogłem oddychać; możnaby rzec, że biegły anatom wyciął i usunął część mojej piersi, zastępując ją odpowiednią partją niematerjalnego cierpienia, ekwiwalentem tęsknoty i miłości. I mimo że starannie zeszyto ranę, dość trudno jest żyć kiedy żal za daną istotą wstawiono zamiast trzewi;

192