Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ni wydra. Zaledwie się pokazuje w Jockey-klubie, tak bardzo czuje się tam nieswój ten rzekomy książę — dodał Robert, który mocą tego samego ducha naśladownictwa przejąwszy teorje socjalne swoich mistrzów i przesądy światowe swojej rodziny, łączył — nie zdając sobie z tego sprawy — miłość ludu z pogardą dla szlachty Cesarstwa.
Patrzałem na fotografję jego ciotki; myśl, że Saint-Loup, posiadając tę fotografję, będzie mi ją może mógł darować, uczyniła mi go tem droższym. Byłbym pragnął oddać mu tysiąc usług, które, w porównaniu z tą, wydawały mi się drobiazgiem. Bo ta fotografja, to było niby jedno spotkanie więcej, przydane do moich poprzednich spotkań z panią de Guermantes; co więcej, spotkanie przedłużone, tak jakby w nagłem zbliżeniu naszych stosunków, ona zatrzymała się przy mnie w ogrodowym kapeluszu i pozwoliła mi pierwszy raz przyglądać się do syta tym policzkom, linji karku, kącikowi brwi (dotąd zamglonym dla mnie wskutek chyżości mijania się, zamętu moich wrażeń, chwiejności wspomnienia); i oglądanie tego wszystkiego, jak widok piersi i ramion kobiety, którą się dotąd widziało tylko w sukni pod szyję, było dla mnie rozkosznem odkryciem, przywilejem. Te linje, których widok zdawał mi się dotąd niemal wzbro-

124