Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale zdaję sobie sprawę, że dla ciebie, przy twojej wrażliwości, to nie to samo. Nie przypuszczaj, że ja cię nie rozumiem; nie odczuwam tak samo, ale stawiam się na twojem miejscu.
Podoficer, który przejeżdżał konia na dziedzińcu, bardzo zajęty tem aby go uczyć skakać, nie odpowiadający na ukłony żołnierzy ale obsypujący wyzwiskami tych co mu się napatoczyli, uśmiechnął się w tej chwili do Roberta, widząc zaś że jest w towarzystwie, ukłonił się. Ale koń jego, spieniony, stanął potężnego dęba. Saint-Loup poskoczył, chwycił konia za uzdę, zdołał go uspokoić i wrócił do mnie.
— Tak, rzekł, ręczę ci, że ja sobie zdaję sprawę, cierpię razem z tobą; czuję się nieszczęśliwy — dodał, kładąc mi serdecznie rękę na ramieniu — na myśl, że gdybym mógł zostać przy tobie, zdołałbym może, siedząc obok ciebie, rozmawiając z tobą do rana, ująć ci trochę smutku. Pożyczyłbym ci chętnie książek, ale w tym stanie nie będziesz mógł czytać. I niema nawet mowy o tem żeby mnie ktoś mógł zastąpić; już dwa razy z rzędu to robiłem, kiedy moja dziewczyna przyjechała.
Marszczył brwi strapiony, a także z natężenia, z jakiem szukał, niby lekarz, co za lekarstwa dałoby się użyć na moje cierpienie.

112