Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mocy słów a nawet postępków, dających nam jedynie niedostateczne i zresztą sprzeczne wskazówki; cieniem, w którym możemy sobie kolejno z równem prawdopodobieństwem wyobrażać błysk nienawiści lub miłości.
Kochałem się naprawdę w pani de Guermantes. Największe szczęście, o jakie bym mógł prosić Boga, to aby spuścił na nią wszystkie klęski i aby, zrujnowana, shańbiona, odarta ze wszystkich dzielących mnie od niej przywilejów, nie mając już dachu nad głową ani człowieka któryby się jej raczył ukłonić, przyszła mnie prosić o schronienie. Wyobrażałem ją sobie w tej roli. A nawet w dnie, gdy pewne wahania atmosfery lub mego własnego zdrowia wstawiały w moją świadomość jakiś zapomniany zwój, gdzie były zapisane dawniejsze wrażenia, wówczas, zamiast korzystać z nowych rodzących się we mnie sił, zamiast je obrócić na odcyfrowanie w sobie samym wymykających mi się zazwyczaj myśli, zamiast się wziąć wreszcie do pracy, wolałem rozprawiać głośno, układać w wyobraźni — ilustrując go czczemi słowami i gestami — cały feljetenowy romans — jałowy i fałszywy — gdzie księżna, popadłszy w nędzę, przychodzi mnie błagać, mnie który dzięki odwrotnej igraszce losu stałem się bogaty i potężny. I kiedym tak strawił godziny całe na ro-

104