Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawie wszystkie. Zanim poznał obecną kochankę, był tak wżyty w zamknięty świat hulanek, że wśród wszystkich kobiet, bywających w owe wieczory w Rivebelle (wiele z nich było tam przypadkiem, znalazłszy się nad morzem jedne dla zobaczenia się z kochankiem, drugie aby próbować złowić kochanka), nie było bodaj żadnej, którejby on nie znał, z którąby nie spędził — on, lub któryś z jego przyjaciół — choćby jednej nocy. Saint-Loup nie kłaniał się im, o ile były w towarzystwie mężczyzny; one zaś udając że go nie znają, patrzały nań ze szczególnem zainteresowaniem, gdyż znana jego obojętność na wszystko poza aktorką z którą żył, dawała mu w ich oczach szczególny urok. Jedna szeptała:
— To młody Saint-Loup. Zdaje się, że on wciąż kocha swoją ździrę. To wielka miłość. Co za śliczny chłopiec! Dla mnie, on jest bajkowy: i co za szyk! Są jednak kobiety, które mają wściekłe szczęście. To chłopiec szykowny we wszystkiem! Znałam go dobrze, kiedy byłam z Orleanem. To byli dwaj nierozłączni. Ależ on się lumpował wtedy! Ale teraz już się skończyło; wierny jest tej klempie. Och, ta może powiedzieć, że wygrała los. I pytam się, co on w niej może widzieć? Musi być z tem wszystkiem potężny kretyn. Ona ma nogi jak czółna, amerykańskie wąsiki, a przytem brudna! Myślę, że prosta robotnica nie chciałaby włożyć jej majtek. Popatrz tylko, co on ma za oczy, człowiek by się w ogień rzucił dla takiego chłopca. O, cicho siedź, poznał

79