Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

osoby, czuło się chęć lepszego przyjrzenia się szczęśliwej istocie, będącej „przyjaciółką małej Simonet“. Musiał to być przywilej, nie damy całemu światu. Bo arystokracja jest rzeczą względną. I bywają tanie pokątne kąpieliska, gdzie syn handlarza mebli jest królem elegancji i panuje nad swoim dworem niby młody książę Walji.
Często starałem się później przypomnieć sobie, w jaki sposób zabrzmiało mi na plaży to nazwisko Simonet, jeszcze niepewne dla mnie wówczas co do formy, a także co do treści, co do jego przynależności do tej lub innej osoby; w sumie nacechowane ową mglistą nowością, tak wzruszającą nas później, kiedy to nazwisko, którego litery ryją się w nas z każdą sekundą głębiej dzięki naszej nieustającej uwadze, stało się (co miało się zdarzyć u mnie, w stosunku do młodej Simonet, aż w kilka lat później) pierwszym wyrazem, jaki odnajdujemy czy to w chwili przebudzenia się, czy ocknąwszy się z omdlenia, nawet przed świadomością godziny, miejsca gdzie się znajdujemy, prawie przed słowem „ja’; — jakgdyby istota którą ono oznacza była bardziej nami niż my sami, i jakby, po paru chwilach nieświadomości, czas gdy nie myśleliśmy o niej, był niby rozejm wygasający przed każdym innym. Od pierwszego dnia powiedziałem sobie — nie wiem czemu — że Simonet musi być nazwiskiem jednej z tych dziewcząt, i bez przerwy zastanawiałem się w jaki sposób mógłbym się zapoznać z rodziną Simonet; i

55