Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Roberta, którego zajęło to tem żywiej, ile że się interesował bardzo psychologją kłamców. „Kłamliwszy jeszcze niż itakanin Odys, którego Atene nazywała wszelako najkłamliwszym z ludzi” — uzupełnił nasz kolega Bloch.
— A to dopiero! wykrzyknął pan Nissim Bernard; czyż ja się spodziewałem, że będę jadł obiad z synem mego przyjaciela. Ależ ja mam w Paryżu fotografję pańskiego ojca i nie wiem ile listów od niego. Nazywał mnie zawsze „swoim wujaszkiem”, nikt nigdy nie wiedział czemu. To był uroczy człowiek, czarujący. Przypominam sobie jeden obiad u mnie w Nizzy, gdzie byli Sardou, Labiche, Augier... („Molier, Racine, Corneille“ dodał ironicznie starszy pan Bloch, a młody dokończył: „Plaut, Menander, Kalidasa“. Pan Nissim Bernard, dotknięty, urwał nagle, i pozbawiając się ascetycznie wielkiej przyjemności, wytrwał w milczeniu do końca obiadu.)
— Saint-Loup o kasku ze spiżu, rzekł Bloch, dobierzno trochę tej kaczki o udach ciężkich od tłuszczu, na które znamienity ofiarnik ptactwa rozlał mnogie libacje czerwonego wina.
Zazwyczaj, wydobywszy na intencję znamienitszego gościa anegdoty tyczące sir Rufusa Israel i innych, pan Bloch, czując że wzruszył syna aż do rozczulenia, wycofywał się, aby się nie „spospolitować” w oczach „smyka”. Ale kiedy była jakaś całkiem wyjątkowa okazja, naprzykład kiedy syn zdał dokto-

17