Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podniecałem się, powtarzając sobie: „Nie widzi się pana nigdy na golfie“, nosowym tonem jakim ona to wyrzekła, wyprostowana, nie ruszając głową. I myślałem wówczas, że niema w świecie osoby bardziej upragnionej.
Tworzyliśmy tego rana jedną z owych par, które urozmaicają tu i ówdzie digę swojemi spotkaniami, przystawaniem, ot tyle aby wymienić kilka słów, zanim się rozłączą podejmując każde oddzielnie swoją przechadzkę. Skorzystałem z tej nieruchomości, aby odkryć i stwierdzić ostatecznie, gdzie się znajduje pieprzyk. Otóż, jak fraza Vinteuila która mnie oczarowała w jego sonacie i której pamięć moja pozwalała błądzić od andante do finału, aż do dnia, gdy mając partycję w ręce, mogłem ją odnaleźć i unieruchomić we wspomnieniu na właściwem miejscu, w scherzo, tak samo pieprzyk, który sobie przypominałem to na policzku, to na brodzie, zatrzymał się na zawsze na górnej wardze pod nosem. W taki sam sposób odnajdujemy ze zdumieniem wiersze, które umiemy na pamięć, w utworze gdzie nie podejrzewaliśmy ich istnienia.
W tej chwili, jakgdyby poto aby cały bogaty dekoratywny zespół, piękny orszak dziewic, złocistych wraz i różowych, spalonych słońcem i wiatrem, rozwinął się swobodnie, na tle morza, w rozmaitości swoich form, przyjaciółki Albertyny, pięknonogie, gibkie, ale tak różne od siebie, zjawiły się całą gromadką, posuwając się ku nam po linji rów-

169