Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

warta jest naszego trudu, wola, świadoma iż, gdyby się ta podróż okazała niemożliwą, owi gnuśni panowie natychmiast zaczęliby widzieć w niej wszystkie uroki — wola pozwala im rozprawiać przed dworcem i piętrzyć wątpliwości; ale zajmuje się kupnem biletów i wsadza nas do wagonu we właściwej chwili. Jest równie niezmienna, jak inteligencja i wrażliwość są zmienne; że jednak jest milcząca i nie przytacza swoich argumentów, wydaje się prawie nieistniejąca; inne części naszego ja posłuszne są stanowczej decyzji owej woli, ale nie dostrzegając jej, podczas gdy rozróżniają wyraźnie własne niepewności. Moja wrażliwość i inteligencja urządził, tedy dyskusję nad wartością rozkoszy, jaką byłoby poznanie Albertyny, podczas gdy oglądałem w lustrze czcze i kruche powaby, które one byłyby chciały zachować na inną sposobność. Ale wola nie pozwoliła przegapić godziny gdy trzeba było jechać; ona-to dała woźnicy adres Elstira. Skoro kości były już rzucone, inteligencja i wrażliwość miały wszelką swobodę uważać że szkoda fatygi. Gdyby moja wola podała inny adres, ładnie byłyby wpadły!
Kiedy, z małem opóźnieniem, przybyłem do Elstira, zdawało mi się zrazu, że panny Simonet niema w pracowni. Siedziała tam wprawdzie młoda dziewczyna, w jedwabnej sukni, z gołą głową, ale nie znałem ani jej wspaniałych włosów, ani nosa, ani tej cery, i nie odnajdywałem w niej istności, jaką wydobyłem z młodej cyklistki, przechadzającej się nad

158