Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stynkcję. Nie puszczając się na zbytek własnego powozu, pan Bloch wynajmował w pewne dnie otwartą dwukonną wiktorję i objeżdżał Lasek buloński, wygodnie rozparty, z dwoma palcami na skroni a dwoma pod brodą; o ile ci co go nie znali nazywali go z tego powodu bufonem, rodzina była przekonana, że, co się tyczy szyku, wuj Salomon mógłby dawać lekcje samemu Gramont-Caderousse. Należał do osób, które, kiedy umierają, kronika światowa dziennika Radical mieni „sylwetą dobrze znaną paryżanom”; a to z przyczyny sąsiedztwa stołu w bulwarowej restauracji z naczelnym redaktorem tego pisma. Pan Bloch powiedział Robertowi de Saint-Loup i mnie, iż Bergotte tak dobrze wie, czemu on mu się nie kłania, że, skoro go ujrzy w teatrze lub w klubie, odwraca oczy. Saint-Loup zaczerwienił się, bo pomyślał, że ten klub to nie mógł być Jockey-club, którego ojciec jego był swego czasu prezesem. Z drugiej strony, musiał to być klub stosunkowo zamknięty, bo pan Bloch powiedział, że jużby tam dziś Bergotte’a nie przyjęli. Toteż, drżąc że może „niedocenia przeciwnika” Saint-Loup zapytał, czy to jest klub z ulicy Royale, uważany przez rodzinę Roberta za kompromitujący, a gdzie (jak słyszał) przyjmowano niektórych izraelitów.
— Nie, odparł pan Bloch z niedbałem i dumnem zażenowaniem; to mały klubik, o wiele przyjemniej-

12