Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dał, przez świadomość, że Elstir bardziej się interesuje swojemi kwiatami niż tem czy ja spotkam owe dziewczęta. Natura babki, będąca zupełnem przeciwieństwem mojego całkowitego egoizmu, odbijała się jednak w mojej naturze. W okoliczności, w jakiej ktoś obojętny, dla kogo zawsze tylko udawałem przywiązanie lub szacunek, ryzykował jedynie przykrość, gdy ja się narażałem na niebezpieczeństwo, i tak czułem się w obowiązku ubolewać nad jego przykrością jak nad czemś poważnem, a bagatelizować własne niebezpieczeństwo, dlatego żem sądził, iż w tych właśnie proporcjach rzeczy muszą się przedstawiać jemu. Aby wyrazić istotną prawdę, trzebaby nawet powiedzieć trochę więcej: nietylko nie bolałem nad niebezpieczeństwem na jakie sam się narażałem, ale szedłem naprzeciw niego; co się zaś tyczyło innych, starałem się przeciwnie oszczędzić im niebezpieczeństwa, choć bym się miał przez to na nie tem bardziej narazić. Wynika to z wielu przyczyn nie przynoszących mi zaszczytu. Jedną jest to, że dopóki tylko rozumowałem, sądziłem że mi przedewszystkiem zależy na życiu; ale ilekroć w ciągu mojej egzystencji nękały mnie zgryzoty lub tylko niepokoje nerwowe (czasem tak dziecinne że nie ośmieliłbym się ich przytoczyć), jeżeli zdarzyła się wówczas nieprzewidziana okoliczność, ryzyko że mogę być zabity, troska ta była wówczas tak lekka w porównaniu z innemi, że przyjmowałem ją z ulgą, graniczącą

131