Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Srebrne połyski jego metalowych guzików znów mnie oczarowały. Byłbym go chciał prosić, aby usiadł obok nas. Ale on przeszedł do następnego wagonu, a ja myślałem z tęsknotą o życiu włóczęgów, którzy, spędzając całe życie w wagonie, codzień oglądają starego konduktora. Przyjemność, jaką czerpałem z widoku niebieskiej story i z faktu że usta miałem nawpół otwarte, zaczęła w końcu opadać. Stałem się ruchomszy, poruszyłem się trochę, otwarłem tom który mi babka dała i zdołałem skupić uwagę na przerzucanych stronicach. I czytając, czułem rosnący podziw dla pani de Sévigné.
Nie trzeba się dać oszukać czysto formalnym cechom, wiążącym się z epoką, z życiem salonu i sprawiającym iż wiele osób myśli że rozgryzły panią de Sévigné, kiedy powiedzą: „Donieś mi, moja dobra“, albo „ten hrabia wydał mi się do rzeczy,“ albo „przewracać siano, to rzecz najładniejsza w świecie“. Już pani de Simone wyobraża sobie, że się upodobnia do swojej babki, gdy pisze: „Pan de la Boulie ma się doskonale, wybornie może znieść nowiny o swojej śmierci“, albo „Och, drogi margrabio, jakże mi się twój list podoba! Jakże tu nie odpowiedzieć“, lub wreszcie „Zdaje mi się, drogi panie, że pan mi jest winien odpowiedź, a ja panu tabakierki z bergamoty. Wywiązuję się z tego w liczbie ośmiu, przyjdą potem dalsze.... nigdy ziemia tylu ich nie wydała. To zapewne dlatego, aby się panu spodobać.“ I w tym stylu pisze o puszczaniu krwi, o cyt-

79