Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zniewieściałości, nie rad byłby odnaleźć w swoim głosie, nie ograniczał się do interpretacji, do modulacji sentymentalnych motywów. Często, gdy baron rozmawiał, słyszało się w jego głosie ostry i świeży śmiech pensjonarek lub zalotniś, obrabiających bliźniego z całą ciętością wygadanych i sprytnych szelmeczek.
Opowiadał, że jakaś posiadłość, będąca wprzód w jego rodzinie, pałacyk gdzie nocowała Marja Antonina, z parkiem stanowiącym dzieło Lenôtre’a, należą teraz do bogatych finansistów, państwa Izrael, którzy go kupili.
— Izrael, takie przynajmniej nazwisko podają ci ludzie; mnie się to raczej wydaje termin rasowy, etniczny, niż nazwisko. Nie wiadomo, może ten gatunek ludzi nie nosi nazwisk, może się ich oznacza jedynie wedle gromady do której należą. Mniejsza! Ale być niegdyś siedzibą Guermantów i należeć do Izraelów!!! wykrzyknął. To mi przywodzi na myśl ów pokój w zamku Blois, gdzie dozorca, który go pokazywał, powiedział: „Tu modliła się Marja Stuart; a teraz ja tu chowam swoje miotły”. Oczywiście, nie chcę nic wiedzieć o tej posiadłości, która się shańbiła, tak samo jak o mojej kuzynce Klarze de Chimay, która rzuciła męża. Ale zachowuję fotografję tej posiadłości jeszcze nieskażonej, tak samo jak fotografję księżnej, kiedy jej wielkie oczy widziały jedynie mego kuzyna. Fotografja nabiera trochę brakującej jej godności, kiedy przestaje być odbi-

248