Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przekupniów ulicznych, którzy, podczas gdy zachwalą swój niedozwolony towar, badają — ale nie odwracając głowy — rozmaite punkty horyzontu, skąd mogłaby się zjawić policja. Jednakże uczułem się nieco zdziwiony, iż pani de Villeparisis, bardzo zresztą rada że nas widzi, nie spodziewała się nas; a bardziej jeszcze, kiedym usłyszał, jak pan de Charlus mówi do babki: — A, to bardzo dobra myśl że państwo przyszli, to bardzo miło, prawda, ciociu?
Bezwątpienia zauważył zdziwienie pani de Villeparisis przy naszem wejściu i sądził, jak człowiek nawykły poddawać ton, że aby zmienić to zdziwienie w radość, wystarczy mu ją okazać samemu, wskazać że to jest uczucie jakie nasze zjawienie się powinno wywołać. W czem miał słuszność; pani de Villeparisis bowiem, która bardzo liczyła się z siostrzeńcem i wiedziała jak trudno jest znaleść łaskę w jego oczach, odkryła nagle jakgdyby nowe przymioty w mojej babce i rozwinęła dla niej szczególną uprzejmość. Ale ja nie mogłem pojąć, jak pan de Charlus mógł w ciągu kilku godzin zapomnieć swego zaproszenia, tak zwięzłego, ale napozór tak umyślnego, tak celowego, jakie zwrócił do mnie rano, i czemu nazywa „dobrym pomysłem“ babki pomysł pochodzący całkowicie od niego samego. Ze skrupułem ścisłości, jaki zachowałem aż do wieku gdym pojął że dopytywanie się nie jest najlepszym sposobem zgłębienia czyichś intencyj i że ryzyko nieporozumienia,

241