Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 02.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szów jak dziś. Dziś, kiedy pan powie poprostu komu że ma talent, pisarz bierze to za obrazę. Cytuje mi pan apostrofę pana de Chateaubriand o księżycu. Zobaczy pan, że mam swoje racje, aby nie dzielić pańskiego entuzjazmu. Pan de Chateaubriand bywał często u mojego ojca. Był zresztą miły, kiedy był sam, wówczas był prosty i dowcipny; ale skoro tylko było więcej osób, zaczynał pozować i robił się śmieszny; opowiadał naprzykład przy ojcu, jak rzucił w twarz królowi swoją dymisję i jak urabiał w Rzymie conclave, zapominając że ojciec na jego prośbę chodził do króla, błagając aby go król wziął z powrotem; toż samo ojciec słyszał pana de Chateaubriand stawiającego co do wyboru papieża najniedorzeczniejsze horoskopy. Trzeba było słyszeć, co o tem sławnem conclave mówił pan de Blacas, człowiek innego pokroju niż pan de Chateaubriand! Co się tyczy jego frazesów księżycowych, te stały się u nas w domu poprostu ulubioną zabawą. Za każdym razem kiedy świecił księżyc koło pałacu, jeżeli był jaki nowy gość, radzono mu, aby wyciągnął pana de Chateaubriand trochę do ogrodu po obiedzie. Kiedy wracali, ojciec zawsze brał gościa na bok. „Pan de Chateaubriand był bardzo wymowny? — Och, tak! — Mówił panu o blasku księżyca? — Tak, skąd pan wie? — Zaczekaj pan, czy nie powiedział panu... (i ojciec cytował frazes). — Owszem, ale jakim cudem... — I mówił panu także o księżycu nad Campagna romana? — Ależ

183