Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez innych służących lub przez odźwiernego iż ona stała na czatach (bo Franciszka widziała wszędzie tylko „zazdrości” i „gadania”, grające w jej wyobraźni tę samą ustawiczną i złowrogą rolę, co dla wielu osób intrygi jezuitów i Żydów), poprzestała na zaglądaniu przez okienko kuchenne, „aby się nie nasłuchać od swojej pani”. Ostatecznie, z ogólnego wyglądu, wzięła pana de Norpois „za pana Legrand”, z przyczyny jego żwawości, mimo że nie było między nimi żadnego podobieństwa.
— Ale, spytała matka, jak Franciszka sobie tłumaczy, że nikt nie umie zrobić auszpiku tak jak Franciszka, kiedy się przyłoży?
— Nie wiem, skąd mi to się pochodzi, odpowiadała Franciszka, która nie ustaliła w swoim słowniku form słowa „pochodzić”.
Mówiła zresztą po części prawdę, i tak samo nie umiała — ani nie miała ochoty — odsłonić tajemnicy stanowiącej wyższość jej auszpiku i jej kremów, jak wielka elegantka strzeże sekretu swoich toalet, lub wielka śpiewaczka swego śpiewu. Wyjaśnienia ich nie wiele tłumaczą, i tak samo było z przepisami naszej kucharki.
— One gotują zanadto na łapcap, — odpowiadała mówiąc o wielkich restauratorach; i także nie wszystko razem. Trzeba żeby mięso zrobiło się jak ta gąbka; wówczas pije wszystek sok aż do dna. Ale była jedna taka restracja, gdzie na mój rozum umieją trochę gotować. Nie mówię żeby to był au-

88