Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sunków osobistych, które utrudniłyby moją sytuację, choćby tak mało oficjalną), cytując panu pewien fakt dość pikantny. Otóż, nie dawniej niż przed czterema laty, na stacyjce kolei żelaznej w jednym z krajów centralnej Europy, Jego Królewska Wysokość miał sposobność ujrzeć panią Swann. Z pewnością, nikt z bliskich nie pozwolił sobie pytać Jego Wysokości jak mu się wydała. Toby nie było przystojne. Ale, ilekroć jakiś traf konwersacji przywodził nazwisko tej osoby, wówczas, po pewnych oznakach — niedostrzegalnych, powiedzmy, ale nieomylnych — Jego Wysokość zdawał się dość chętnie dawać do zrozumienia, że w sumie wrażenie zgoła nie było niekorzystne.
— Ale czy nie było możliwości przedstawienia jej hrabiemu Paryża? — spytał ojciec.
— Ba! niewiadomo, z tymi królewiętami nigdy nie można wiedzieć, odparł pan de Norpois; najdumniejsi z nich, ci co najbardziej umieją żądać tego co się im należy, często najmniej się troszczą o sądy opinji, nawet najsłuszniejsze, z chwilą gdy chodzi o to aby wynagrodzić pewne przywiązanie. Otóż, faktem jest, że hrabia Paryża zawsze bardzo łaskawie przyjmował oddanie Swanna, który jest pozatem człowiekiem ze wszech miar inteligentnym.
— A jakie było pańskie wrażenie, panie ambasadorze? — spytała matka przez grzeczność i z ciekawości.
Z energją starego znawcy, odbijającą od zwy-

68