Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czoności na zachodnim brzegu jeziora Victoria-Nyanza, a w tym roku dziełko mniej ważkie, ale skreślone piórem żwawem, niekiedy nawet ciętem, o karabinie repetjerowym w armii bułgarskiej; które-to dwie prace stworzyły mu sytuację zupełnie wyjątkową. Zrobił już ładny szmat drogi, a nie jest to człowiek, któryby się zatrzymał w połowie, i wiem, że, nie biorąc coprawda w rachubę ewentualnej kandydatury, rzucono parę razy jego nazwisko, ot, w rozmowie, w Akademji Nauk Politycznych, i to w sposób zgoła nie mający nic nieprzychylnego. W sumie, mimo iż można powiedzieć aby już się znalazł na szczycie cokołu, zdobył sobie wstępnym bojem ładną pozycję. Sukces, który nie zawsze przypada jedynie niespokojnym i mętnym głowom, rycerzom idej często będącym poprostu rycerzami przemysłu, sukces, powiadam, uwieńczył jego trudy.
Ojciec, widząc mnie już za kilka lat członkiem Akademji, oddychał z zadowoleniem, a pan de Norpois spotęgował je jeszcze, kiedy, po chwili wahania, podczas której zdawał się obliczać następstwa swego czynu, rzekł, podając mi swój bilet: „Niech pan do niego zajdzie, powołując się na mnie; będzie mógł panu udzielić cennych wskazówek”. Słowa te przyprawiły mnie o wstrząs równie gwałtowny, co gdyby mi oznajmiono, że mam się znaleźć nazajutrz jako majtek na pokładzie żaglowca.
Ciocia Leonia zrobiła mnie spadkobiercą nietyl-

39