Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ochotę; ona, niezdolna odróżnić Bacha od Clapissona! Ale, bądź co bądź, żyłaby tam mniej wystawnie. Nie będzie mogła — tak jakby to robiła za jego pieniądze — urządzać co wieczór w zamku owych wykwintnych kolacyjek, po których przyjdzie jej może ochota — co, być może, nie stało się jeszcze — znaleźć się w ramionach p. de Forcheville. I przynajmniej nie Swann będzie płacił tę nienawistną podróż! — Och! gdyby mógł zapobiec temu, gdyby Odeta mogła zwichnąć nogę przed wyjazdem, gdyby stangret wiozący ją na kolej zgodził się za jakąbądź cenę zawieźć ją w miejsce, gdzieby pozostała jakiś czas uwięziona — przewrotna kobieta z oczami emaljowanemi uśmiechem wspólnictwa z Forchevillem, jaką była Odeta dla Swanna od czterdziestu ośmiu godzin.
Ale nigdy nie była taką zbyt długo. Po kilku dniach, błyszczące i kłamliwe spojrzenie traciło swój blask i swoją przewrotność; ów obraz znienawidzonej Odety, mówiącej do Forcheville’a: „Ależ się wścieka!” zaczynał blednąc, zacierał się. Wówczas zjawiała się stopniowo jaśniejąca łagodnie twarz innej Odety, tej która uśmiechała się do Forcheville’a, ale uśmiechem pełnym tkliwości dla Swanna, kiedy mówiła: „Niech pan nie siedzi długo, pan Swann nie bardzo lubi, żeby ktoś był u mnie, kiedy on ma ochotę zostać. Och, gdyby pan

45