Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest wszystko; muszę myśleć o tobie. Może przyjść dzień, kiedy, widząc jak się na zawsze zraziłem do ciebie, będziesz miała prawo wyrzucać mi, żem cię nie ostrzegł w rozstrzygającym momencie; miłość nie długo zdoła przetrwać surowy wyrok, wydany w takiej chwili. Widzisz, Noc Kleopatry (co za tytuł!) jest w tym wypadku niczem. Ważne jest to, czy ty jesteś doprawdy istotą na najniższym szczeblu inteligencji, a nawet wdzięku; marnem stworzeniem, niezdolnem oprzeć się przyjemności. Jeżeli jesteś czemś takiem, w jaki sposób możnaby cię kochać? W takim razie nie jesteś nawet kimś, nawet indywiduum, niedoskonałem, ale bodaj zdolnem do udoskonalenia. Jesteś czemś w rodzaju bezpostaciowej cieczy, spływającej po każdej pochyłości; rybą bez pamięci i bez zastanowienia, która, dopóki żyje w swojem akwarjum, będzie się tłukła sto razy o szybę, wciąż biorąc ją za wodę. Rozumiesz, ja nie mówię, aby twoja odpowiedź koniecznie miała ten skutek, że natychmiast przestanę cię kochać. Oczywiście nie; ale ileż stracisz w moich oczach, kiedy zrozumiem, że ty jesteś nic, że jesteś poniżej wszystkiego, nie zdolna wznieść się ponad cokolwiek! Oczywiście, wolałbym cię prosić, żebyś się wyrzekła Nocy Kleopatry (skoro mnie zmuszasz, abym splugawił wargi tym ohydnym tytułem) ot, jak o coś bez znaczenia, w na-

26