Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wołuje natychmiast żądzę jej swoistych rozkoszy i przerywa marzenia, jakieśmy właśnie snuli, mieszcząc — przedwcześnie lub z opóźnieniem — poza właściwą koleją — kartkę wydartą z innego miejsca z kalendarza Szczęścia. To są zjawiska naturalne, z których nasza wygoda lub zdrowie mogą wycisnąć jedynie przygodną i dosyć nikłą korzyść, aż do dnia gdy zjawiska te opanuje wiedza i wytwarzając je dowoli, da nam w ręce możliwość ich wywoływania, wolną od opieki przypadku ale odartą z jego uroków. Z czasem, budzenie się owych marzeń o Atlantyku i o Włoszech przestało dla mnie podlegać wyłącznie wpływom pór roku i pogody. Aby je wskrzesić, wystarczyło mi wymówić poprostu te nazwy: Balbec, Wenecja, Florencja, w których wnętrzu skupiło się wreszcie pragnienie, zrodzone we mnie z oznaczonych niemi miejscowości. Wystarczało mi — nawet wiosną — spotkać w książce nazwę Balbec, aby uczuć łaknienie burz i normandzkiego gotyku; słowa Florencja lub Wenecja rodziły znowuż we mnie — nawet w dnie burzy — żądzę słońca, lilij, pałacu dożów i Santa Maria dei Fiori.
Ale jeżeli te nazwy na zawsze wchłonęły dla mnie imaginacyjne obrazy owych miast, dokonały tego jedynie przeobrażając je, poddając zjawianie się ich we mnie swoistym prawom. Stały się one

185