Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego dobra, bo jużbym cię tem nie nudził. To uspokaja, móc sobie wyobrazić każdą rzecz. Okropne jest to, czego sobie nie można wyobrazić. Ale ty byłaś już taka milusia, nie chcę cię męczyć. Dziękuję ci z całego serca za twoją dobroć dla mnie. Już koniec. Tylko jeszcze to jedno: jak dawno temu?
— Och, Karolu, czyż nie widzisz, że ty mnie zabijasz, to już straszliwie dawno. Nigdy już o tem nie myślałam; rzekłby kto, że ty chcesz koniecznie naprowadzić mnie na te myśli. Dużo na tem zyskasz, rzekła z nieświadomą głupotą a rozmyślną złośliwością.
— Och, ja chciałem tylko wiedzieć, czy to od czasu jak się znamy. Ale to byłoby takie naturalne... Czy to się działo tutaj? Czy nie możesz mi określić danego wieczoru, abym sobie wyobraził com robił tego właśnie wieczora; rozumiesz przecie, że nie jest możebne abyś sobie nie przypomniała z kim, Odeto, kochanie moje.
— Ależ ja nie wiem sama, zdaje się że to było w Lasku, jednego wieczora, kiedyś ty przyszedł do nas na wyspę. Byłeś na obiedzie u księżnej des Laumes, rzekła Odeta, szczęśliwa, że może dostarczyć szczegółu świadczącego o jej prawdomówności. Przy sąsiednim stoliku siedziała kobieta, której nie widziałam od bardzo dawna. Rzekła do mnie:

149