Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niemożliwość. Z tego że Odeta kłamała czasem, nie można było wnosić że nigdy nie mówi prawdy; a w słowach, które wymieniła z panią Verdurin i które mu sama powtórzyła, Swann poznał owe puste żarciki, na jakie przez nieznajomość życia i nieświadomość grzechu puszczają się kobiety. Żarciki takie świadczą o niewinności owych kobiet, które — jak naprzykład Odeta — bardziej od innych odległe są od namiętnej sympatji dla własnej płci; oburzenie zaś, z jakiem odparła podejrzenia mimowoli zrodzone w Swannie na chwilę, godziło się ze wszystkiem, co wiedział i o gustach i o temperamencie kochanki. Ale w tej chwili nawiedziło Swanna jedno z owych natchnień zazdrości, analogicznych do stanu, w jaki poetę lub uczonego, mających dopiero jeden rym albo jedno spostrzeżenie, wprawia myśl lub forma, które dadzą im całą ich potęgę. Pierwszy raz Swann przypomniał sobie coś, co mu Odeta powiedziała przed dwoma laty: „Och, pani Verdurin, w tej chwili widzi w świecie tylko mnie; ja jestem jej ukochanie, całuje mnie, chce żebym z nią chodziła za sprawunkami, żebym jej mówiła ty.” Daleki od szukania wówczas w tem zdaniu jakiegokolwiek związku z niedorzecznemi bajeczkami opowiadanemi mu przez Odetę dla osłonienia występku, Swann przyjął to jako dowód gorącej przyjaźni. I teraz oto, wspomnienie owej czułości

142