Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

inteligencji, ale mimo to doskonale zróżnicowane, nierówne wartością i znaczeniem. Kiedy po wieczorze u Verdurniów, każąc sobie przegrywać małą frazę, Swann starał się zrozumieć, jak ona go ogarnia, jak go spowija nakształt zapachu lub pieszczoty, zdał sobie sprawę, że ta fraza muzyczna zawdzięcza owo wrażenie pierzchliwej słodyczy niewielkim odstępom między pięcioma składającemi ją nutami, oraz stałemu nawrotowi dwóch z pomiędzy tych nut; ale w rzeczywistości wiedział, że analizuje nie samą frazę lecz proste walory, podstawione dla wygody jego inteligencji pod tajemniczą jedność, którą ogarnął, zanim jeszcze znał Verdurinów, na owym wieczorze gdzie pierwszy raz usłyszał sonatę.
Wiedział, że samo wspomnienie fortepianu wykrzywia jeszcze perspektywę, w jakiej widział sprawy muzyki; że polem otwartem dla muzyka jest nie mizernych siedem nut, ale niezmierzona klawiatura, jeszcze prawie całkowicie nieznana, gdzie: ledwo tu i ówdzie, oddzielone grubemi ciemnościami, niektóre z miljona składających ją klawiszów tkliwości, namiętności, odwagi, pogody — klawiszów różnych od siebie niemal tak, jak jeden świat różny jest od drugiego — objawiały się wielkim artystom. Ci, budząc w nas odpowiedniki motywu który znaleźli, oddają tę usługę, że pokazują nam jakie

123