Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem, że tam rezydują właściciele, księstwo de Guermantes; wiedziałem, że to są osoby realne i istniejące; ale za każdym razem kiedym o nich myślał, wyobrażałem ich sobie to jako gobelin — na wzór hrabiny de Guermantes w Koronacji Estery w naszym kościele — to w mieniących się barwach Gilberta Złego na witrażu, który przechodził od koloru kapuścianego do śliwkowego, wedle tego czym dopiero maczał palce w kropielnicy, czym już dochodził do ławki; to zupełnie nieuchwytne jak obraz Genowefy Brabanckiej, protoplastki rodu Guermantes, którą latarnia czarnoksięska wodziła po firankach w moim pokoju lub rzucała na sufit; — słowem, wyobrażałem ich sobie zawsze spowitych tajemnicą epoki Merowingów i skąpanych niby w zachodzie słońca w pomarańczowem świetle, wyłaniającem się z owej sylaby „antes”. Ale jeżeli, mimo to, byli oni dla mnie, jako książę i księżna, istotami rzeczywistemi jakkolwiek niezwyklemi, w zamian za to ich osobowość książęca rozciągała się bezkreśnie, odmaterjalizowywała się, aby móc zawrzeć w sobie owo Guermantes którego byli księciem i księżną, całą „stronę Guermantes” skąpaną w słońcu, bieg Vivonne, lilje wodne i wielkie drzewa, i tyle pięknych popołudni. I wiedziałem, że nietylko noszą tytuły diuka i diuszessy de Guermantes, ale że od XIV wieku, gdy, spróbowawszy daremnie zwycię-

66