Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcej i chorobę pęcherza, możnaby mu darować że tak pomyka. Ale, bądź co bądź, on sobie z nami robi za mało ceremonji!
Swanna powiadał sobie, że ten urok wiosny, którego nie mógł kosztować w Combray, znajdzie bodaj na wyspie Łabędziej lub w Saint-Cloud. Że jednak mógł myśleć jedynie o Odecie, sam nie wiedział nawet czy czuje zapach liści i czy jest księżyc. Przyjmowano go frazą sonaty, wykonaną w ogrodzie na pianinie restauracyjnem. O ile nie było tam pianina, Verdurinowie nie żałowali trudu aby je ściągnąć z jakiegoś pokoju albo z sali jadalnej; co nie znaczy, aby Swann odzyskał ich łaski; przeciwnie. Ale myśl zorganizowania jakiejś pomysłowej przyjemności, nawet dla kogoś kogo nie lubili, rodziła w nich, przez chwilę przygotowań, przelotne i okolicznościowe uczucia sympatji i serdeczności.
Czasami Swann powiadał sobie, że jeszcze jeden wieczór wiosenny mija; silił się zwracać uwagę na drzewa, na niebo. Ale wzruszenie, o jakie go przyprawiała obecność Odety, a także lekka gorączka, która nie opuszczała go od jakiegoś czasu, pozbawiały go swobody i spokoju, będących nieodzownem tłem dla wrażeń przyrody.
Pewnego wieczora, będąc na obiedzie u Verdurinów, Swann powiedział przy stole, że jutro ma jakiś koleżeński bankiet. Na co Odeta odrzekła mu

231