Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej kmiotkach? Prawda, że zacna markiza miała inną rację, dla niej najważniejszą, bo dla tej nałogowej dziennikarki skrypt był przedewszystkiem. Otóż w gazetce, którą pani de Sévigné przesyłała regularnie córce, pani La Trémouaille, dobrze udokumentowana dzięki swoim wysokim krewieństwom, robiła „politykę zagraniczną”.
— Ale nie, nie sądzę aby to była ta sama rodzina, rzekła na oślep pani Verdurin.
Saniette, od czasu jak śpiesznie oddał lokajowi pełny jeszcze talerz, wrócił do swojej milczącej zadumy. Teraz ocknął się, aby ze śmiechem opowiedzieć historję swego obiadu z księciem de la Tremoïlle; z którejto historji wynikało, że książę nie wie iż George Sand to był pseudonim kobiety. Swann, który lubił Saniette’a, uważał za właściwe podać mu szczegóły świadczące o kulturze księcia i dowodzące, że taka ignorancja byłaby u niego czemś niemożliwem, ale nagle urwał. Zrozumiał, że Saniette nie potrzebuje tych dowodów, że wie iż historyjka jest fałszywa, bo ją poprostu sam przed chwilą wymyślił. Saniette, pozatem zacny człowiek, bolał, że go Verdurinowie uważają za tak bardzo nudnego; w poczuciu że przy obiedzie jeszcze mniej błyszczał niż zwykle, nie chciał wstać od stołu nie zabawiwszy trochę towarzystwa. Skapitulował szybko, zbolały że

216