Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podobna była istotnie w owych chwilach do przyjemności, jaką znalazłby, doświadczając zapachów, wchodząc w styczność ze światem dla którego nie jesteśmy stworzeni, który się nam wydaje bez kształtu, bo oczy nasze nie spostrzegają go, bez znaczenia bo umyka się naszemu pojmowaniu, — ze światem którego dosięgamy tylko jednym zmysłem. Mimo iż oczy Swanna subtelnie smakowały malarstwo, a umysł jego niemniej subtelnie obserwował obyczaje, i oczy jego i umysł nosiły niezatarty ślad oschłości jego życia. Otóż, wielki spokój, tajemnicza odnowa, przychodziły mu obecnie stąd, że się czuł przeobrażony w istotę obcą ludzkości, ślepą, pozbawioną logiki, niemal w jakieś bajkowe fantastyczne zwierzę, stworzenie pojmujące świat jedynie słuchem. I kiedy w małej frazie szukał sensu, do którego jego inteligencja nie mogła się wedrzeć, jakież szczególne upojenie znajdował w tem, aby swoją najwewnętrzniejszą duszę odrzeć ze wszystkich elementów rozumowania i wprowadzić ją samą w korytarz, w mroczny filtr dźwięku.
Zaczynał sobie zdawać sprawę ze wszystkiego co było bolesne, może nawet tajemnie nieukojone w słodyczy tej frazy; ale nie sprawiało mu to bólu. I cóż, że mu ona mówiła iż miłość jest kruchą; jego miłość była tak silna! Igrał ze smutkiem jaki rozlewała ta melodja; czuł jak przepływa nad nim, ale

176