Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niż była nią w istocie. Niewątpliwie, Odeta wydała się Swannowi piękna, ale w rodzaju który mu był obojętny, który nie budził w nim żadnych pragnień, poniekąd nawet odpychał go fizycznie; wydała mu się jedną z owych kobiet (każdy ma takie i każdy odmienne) będących przeciwieństwem typu ciągnącego nasze zmysły. Na jego gust miała profil zbyt wyrazisty, cerę zbyt delikatną, kości policzkowe zbyt wydatne, rysy zbyt pociągłe. Oczy miała piękne, ale tak duże, że uginały się pod swoją własną masą, nużyły resztę twarzy i właścicielce jej dawały zawsze wyraz taki, jakby była mizerna albo w złym humorze.
W jakiś czas po tej prezentacji, pani de Crécy napisała do Swanna, prosząc o pozwolenie obejrzenia jego zbiorów. Toby ją tak interesowało! — ją, „ciemną w tych sprawach, ale mającą instynkt rzeczy pięknych”. Powiadała, że ma wrażenie, iż będzie go znała lepiej, kiedy go zobaczy „w jego home”, gdzie go sobie wyobraża „tak komfortowo, przy herbacie, wśród książek”; mimo iż nie ukrywała zdziwienia, że Swann mieszka w dzielnicy tak smutnej, „tak mało smart, jak na niego, który jest wcieleniem smartu”. I skoro, za zgodą Swanna, przyszła, żałowała żegnając się, że tak krótko bawiła w mieszkaniu gdzie się czuła tak szczęśliwa; mówiła do Swanna o nim samym tak, jakby był dla niej

108