Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ści własnej (zaangażowanej w to, aby bajka o „poszukaniu czegoś”, których to poszukiwań wynik miałem rzekomo jej przesłać, nie spotkała się z zaprzeczeniem) kazała powiedzieć przez Franciszkę: „Niema odpowiedzi”. Jakże często później słyszałem te słowa w ustach portjerów hotelowych lub garsonów z karciarni, przynoszone biednej dziewczynie, która się dziwi: „Jakto, nic nie powiedział, ależ to niemożliwe! Oddał pan przecież mój list. Dobrze, zaczekam jeszcze”. I, tak samo jak ona zapewnia niezmiennie, że obejdzie się bez światła, które odźwierny chce dla niej specjalnie zapalić, i czeka, słysząc już tylko rzadkie odzywki o pogodzie, które portjer wymienia ze strzelcem, poczem portjer, sprawdziwszy godzinę, wysyła nagle strzelca, aby wstawił do lodu napój klienta, tak ja, oddaliwszy propozycję Franciszki przyrządzenia mi ziółek lub posiedzenia przy mnie, pozwoliłem jej wrócić do kredensu, położyłem się i zamknąłem oczy, starając się nie słyszeć głosu rodziców, którzy pili kawę w ogrodzie. Ale, po upływie kilku sekund, uczułem iż pisząc ten list do mamy, zbliżając się, pod grozą jej gniewu, tak bardzo do niej iż zdawało mi się że dotykam chwili ujrzenia jej, przeciąłem sobie możliwość zaśnięcia bez jej widoku. Z minuty na minutę bicia mego serca stawały się boleśniejsze, ponieważ wzmagałem swoje podniecenie, na-

76