Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednej niedzieli, kiedy ciocia miała jednoczesną wizytę proboszcza i Eulalji i potem odpoczywała, zaszliśmy wszyscy aby jej powiedzieć dobranoc, przyczem mama wyrażała jej współczucie z powodu złej doli, która zawsze sprowadza gości o tej samej porze:
— Wiem, że znowu wizyty źle wypadły, Leonjo, rzekła łagodnie; znów zeszli się wszyscy twoi goście naraz...
Cioteczna babka przerwała jej, mówiąc: „Od przybytku”... bo, od czasu jak córka jej była chora, uważała że trzeba ją krzepić, przedstawiając jej każdą rzecz z dobrej strony. Ale ojciec rzekł swoje:
— Chcę skorzystać, rzekł, z tego że cała rodzina jest zebrana, aby wam coś opowiedzieć i nie musieć powtarzać każdemu. Boję się, żeśmy czemś urazili pana Legrandin; ledwo się dziś ze mną przywitał.
Nie dosłuchałem opowiadania ojca, bo właśnie towarzyszyłem mu po mszy, kiedyśmy spotkali pana Legrandin; zeszedłem tedy do kuchni spytać o menu, które co dnia bawiło mnie niby nowiny w dzienniku i podniecało mnie jak program zabawy. Kiedy pan Legrandin mijał nas wychodząc z kościoła przy boku okolicznej damy, którą znaliśmy tylko z widzenia, ojciec ukłonił mu się zarazem przyjaźnie i ceremonjalnie, nie zatrzymując

221