Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko nie rozpoznaje się wody; ot, powiedziałby kto, wielkie szczeliny, przecinające miasto na części, niby ciasto, którego kawałki trzymają się z sobą, mimo że są już rozcięte. Na dobrą sprawę, trzebaby być razem na wieży św. Hilarego i w Jouy-le-Vicomte.
Proboszcz tak zmęczył ciotkę, że, ledwo odszedł, musiała odprawić Eulalję.
— Masz, moja dobra Eulaljo, — rzekła słabym głosem, wydobywając pieniądz z sakiewki, którą miała pod ręką, — weź abyś nie zapomniała o mnie w swoich modłach.
— Och, pani Oktawowo, ja nie wiem, czy ja powinnam, wie pani dobrze, że ja nie dlatego przychodzę! mówiła Eulalja za każdym razem z tem samem zakłopotaniem co gdyby to był pierwszy raz; a także z pozornem niezadowoleniem, które bawiło ciocię Leonję, ale nie było jej przykre, bo jeżeli którego dnia Eulalja, biorąc pieniądz, miała minę nieco mniej zgorszoną niż zwykle, ciocia mówiła:
— Nie wiem, co się stało Eulalji, dałam jej to samo co zawsze i nie wydawała się zadowolona.
— Myślę przecie, że nie powinna się skarżyć, wzdychała Franciszka, która była skłonna uważać za drobiazg wszystko co ciocia Leonja dawała jej albo jej dzieciom, a za skarby szaleńczo roztrwonio-

200