Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło się rozmieszczone w stosunku do wieży wyłaniającej się nagle tu czy tam z pośród domów; bardziej może wzruszającej jeszcze, kiedy się tak zjawiała bez kościoła. I z pewnością, są inne wieże, piękniejsze gdy się je widzi w ten sposób; pomnę sylwety dzwonnic wyrastających ponad dachy, bogatsze artyzmem niż te które się rodziły na smutnych ulicach Combray. Nie zapomnę nigdy, w ciekawem mieście normandzkiem sąsiadującem z Balbec, dwóch prześlicznych pałaców z XVIII wieku, które mi są pod wieloma względami drogie i czcigodne, a między któremi, kiedy się patrzy z pięknego ogrodu schodzącego od tarasu ku rzece, wytryska gotycka strzała zakrytego przez nie kościoła, robiąc wrażenie, jakby kończyła, wieńczyła ich fasady, ale materja jej jest tak odmienna, tak wykwintna, tak obrączkowa, tak różana i lśniąca, że widzi się odrazu, iż ona tak samo nie stanowi ich części, jak purpurowa i prążkowana strzała jakiejś muszli, skręconej w kształt wieży i powleczonej emalją, nie jest częścią dwóch babek z piasku, między któremi znajduje się na plaży. Nawet w Paryżu, w jednej z najbrzydszych dzielnic miasta, znam okno, z którego widzi się za pierwszym, drugim a nawet trzecim planem, utworzonym ze stłoczonych dachów licznych ulic, kopułę fioletową, czasami rudawą, często także, w najszla-

132