Strona:Maksym Gorki - W więzieniu.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Był o wiele dłuższy... ale zapomniałem... wie pan.. bardzo lubię wiersze — wcale niepodobne do tego, co ludzie mówią.
Misza dostrzegł, że dozorca wpatruje się weń z uwagą słyszał jakiś szelest za drzwiami i jednostajne zawodzenie pieśni za oknem... poczuł na grzbiecie ciepło od pieca.. ale jakoś tak zimno i ciasno zrobiło mu się w sercu...
— Czy pan słaby może? — spytał Oficerow. — Dziś tak duszno!
— Nie... to nic... — odparł głucho,
Zdawało mi się, że powietrze celi nietylko duszne, ale wprost dziwnie gęste, przesiąkłe jakimś ciepłym pomrukiem i, że trudno tem oddychać...
— Niech się pan położy! — rzekł nadzorca. Już pora spać!
Potem dodał niespodzianie:
— Wiem już kto koło pana siedzi...
Misza milczał. Oczy Oficerowa błysły doń jeszcze raz przyjaźnie i znikły.
Tam, gdzie niedawno tkwiły, został jeno mały okrągły otwór, jaśniejszy od otaczającej go ciemności, oświecony niby dalekiem jakiemś, nieruchomem światłem.
Misza zmarczył czoło i powtórzył cicho:
I nie miał kędy ledz, ni skłonić głowy.
Za oknem drgały i wiły się tony pieśni, jakby się po ziemi kędyś błąkały, drogi szukając... płynęły... i zdało się,