Przejdź do zawartości

Strona:Maksym Gorki - W więzieniu.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naczynie drewniane, grubo dziegciem wysmarowane pod pryczę i znikł. »Władza« też oddaliła się tupiąc głośno nogami i nie rzekłszy do Miszy ni słowa. Zgrzytnęła ogromna zasuwa, zatrzaśnięto z łoskotem drzwi i władza poszła dalej wzdłuż kurytarza, a za nią płynął szczęk kluczy, coraz cichszy, coraz dalszy.
— Spokój! — do kaźni Miszy doleciał przytłumiony rozkaz.
Gdzieś zaskrzypiał blok żelazny, drzwi jakieś zatrzaśnięto, powietrze drgnęło od wstrząśnienia, niby od strzału, znowu zazgrzytała zasuwa, rozległy się wyraźnie głośne miarowe kroki i Misza posłyszał raz jeszcze groźne:
— Spokój!
Potem zapadła głęboka cisza, jakby naraz całe więzienie owinął ktoś miękką, czarną, nieprzenikliwą dla dźwięków materyę.
Misza poczuł coś, jakby poczynający się ból zęba, ale zaraz zawstydził się tego bólu, potrząsnął głową, wsunął ręce głęboko w kieszenie spodni i poświstując głośno, począł chodzić po celi tam i napowrót.
Czerwone oko dozorcy ukazało się w okienku i suchy, starczy głos wyrzekł spokojnie:
— Nie wolno świstać!
— Nie wolno? — spytał zatrzymując się Misza.
— Rozumie się — odparł stanowczo dozorca.
— Dobrze, nie będę już! — powiedział Misza i wzruszył ramionami.