Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na szczęście harmonizujecie z sobą duchowo, niemniej jednak, kochając ją tak, jak ją kochasz, mógłbyś dążyć do opanowania jej wolnego ducha, przygniatać jej indywidualność do ziemi, podporządkowywać ją swemu autorytetowi.
— Skąd to mamie przyszło do głowy? Ja miałbym Jadwinię tyranizować? Ona nie dałaby się wcale wziąć w ryzy.
— Mój Wiktorze, teraz ona ma nad tobą przewagę, ale po ślubie ty zapanujesz nad nią. Wtedy przy twym temperamencie jest możliwe, że ona nigdy nie będzie dosyć twoją własnością.
Wiktor patrzał w matkę wielkiemi oczyma, i słuchał jej w skupieniu.
— Czy rozumiesz, co chcę powiedzieć? Może zapragniesz owładnąć jej myślami, ukształtować jej umysł na swoja modłę, zrobić z niego swój instrument muzyczny. To byłoby nieszczęściem. Bo to dziewczyna myśląca, rozumna i samoistna. Ona nie zniosłaby tyrańskiego nacisku niewoli. Takiego rumaka nie przerobisz na konia pociągowego. W takim wypadku jedna kobieta gaśnie, poddaje się pozornie autorytetowi, zamienia się w automat a w głębi duszy niecierpi swego męża, inna zaś poprostu opuszcza go, uważając pożycie z takim mężem za nieznośne. Pamiętaj, że kobieta, nie każda wprawdzie, ale ona, jest także człowiekiem.
— Pomyślę nad tem! — odrzekł Wiktor, niezmiernie zdumiony tem, co prawiła mu matka.
Nigdy nie podejrzywał tej cichej, zgaszonej kobiety o takie oryginalne myśli. Zadumał się nad tem i po raz pierwszy ujrzał jej pożycie małżeńskie w świetle prawdy. Pojął, że matka jego przez całe życie była nieszczęśliwa przy boku męża, bo człowiek ten o brutalnej organizacji duchowej nietylko nie rozumiał jej delikatnej, podniosłej, uduchowionej natury, lecz żywił dla niej instynktowną