Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XXVI.

— Wiktora niema i niema... westchnęła stroskana pani Agata, chodząc zwolna po ogrodzie z Matyldą i panną Jadwigą.
Wprawdzie wiadomości, przywiezione przez nie z Katowic, brzmiały uspokajająco, jednakże w Mysłowicach ujawniło się silne zaniepokojenie. Dyrektor, wróciwszy z kopalni chmurny, mruczał coś o zapowiadającym się strejku o wszechwiedzący Froncek głosił, że Zycherka poczyna zamykać wyjścia z miasta i poddawać ścisłej rewizji przyjezdnych. To przeraziło matkę, bo Wiktor, powracając z Sosnowca, mógł być wystawiony na nieoczekiwane indagacje sołdatów.
Gdy pani Agata dała wyraz swym obawom, panna Jadwiga ozwała się:
— Czy ten ogrodniczek nie mógłby prysnąć przez pola i błonia do Sosnowca i poinformować pana Wiktora o stanie rzeczy tutaj?
W pierwszej chwili panie przyklasnęły tej myśli. Z willi dyrektora, nieobjętej pierścieniem straży niemieckich, Froncek miał drogę otwartą. Wszelako przywołany do rady chłopak uznał plan ten za bardzo trudny do wykonania przed nocą, gdyż wzdłuż Przemszy patrolowały bojówki, dnia tego liczne. Wobec tego panie a nawet młody i doświadczony hytrak nie widziały sposobu uwiadomienia Wiktora i innych w dowództwie zgromadzonych o tych zarządzeniach Zycherki.