Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie? — wyrzucił Wiktor, odpędzając od siebie resztki snu. — A cóż z Warszawy?
— Dobre wiadomości.
— Chwała Bogu! Gadajcie!
— Odparto bolszewików z pod Radzymina. Boje toczą się między Wisłą a Bugiem, boje decydujące. Gen. Sikorski ma twardy orzech do zgryzienia, ale kontrofenzywa postępuje zwycięsko. Wczoraj wojska nasze zdobyły Serock. Przedtem Łuków. Zgarnięto kilka tysięcy jeńców, moc broni i amunicji.
— Żeby jom tu przysłali — wtrącił Postrach.
Z twarzy Wiktora biła łuna radości.
— A to frajda upiekła się szwabom! Dobra nasza! Ze swem „Warschau gefallen“ ist die Bande reingefallen! — zaśmiał się w głos i dodał: Teraz rury im zmiękną.
— Eh! Francuzy som klipy i gamłonie. Bojom się, by skiż ich strzelanio German sie nie wywalił. Teraz nam trza iść na Katowice — rzekł z naciskiem Postrach, a Kuna chwycił się za głowę.
— My mamy iść Francuzom na pomoc? My?! Przecież, u licha, Francuzi mają tanki, maszynówki, mienenwerfery, dość wszystkiego, by wybić tych szwabów co do nogi.
— Ale nie strzelajom, jak noleży.
— W Katowicach teraz cicho — rzekł Pyka. — Tanki jeżdżom po ulicach i Niemcom odechciało się błoznów.
Mimo to Postrach namawiał do napaści na Zycherkę katowicką, sam gotów ruszyć na nich ze swą drużyną z Muchowca, ale mu wytłumaczono, że bez zezwolenia Komisarza Rządu Polskiego i rozkazu Dowództwa nie wolno wszczynać bojów na własną rękę.
Niemniej rozprawa orężna z Zycherką stawała się koniecznością. Nie dość, że przez swe bezecne praktyki paraliżowała ona działalność agitacyjną