Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O onej kulturze szwaby gadać nie przestajom i oni tak za nimi powtarzajom. A co to ona kultura, tego dokumentnie nie wiemy, bo tego Miemiec też nie mówi. Jeno brzuch wypina i powtarza: „Kultur, ja, ja, deutsche Kultur!“ O onej kultur onaczy on głupim ludziom, jakoby o żelaznym wilku.
— Co? Oni nie wiedzom, co to kultura?! — zachichotał urągliwie gorliwy rzecznik Niemców.
— To aby wiem, — odparł chłop — że Miemcy ludowi górnośląskiemu urągali i mówili, że on do żadnej wyższej kultury nie zdolny, że do tego za głupi i za tępy...
— O! Te germańskie gizdy! — syknął ktoś z zebrania, a stary kmieć zauważył:
— Tak te Miemce onaczyli, by lud w poniżeniu trzymać.
— A czy to szkół nima?! — krzyknął zgoła przyparty do muru agitator.
— A jakie? Szwabskie!
— Jo ich pouczę co to niemiecka kultura! — zawołał z obleśnym uśmiechem zmiażdżony wielbiciel niemczyzny i, chcąc zdobyć sobie konceptem ucho słuchaczów, sięgnął w milczeniu w zanadrze, wydobył cygaro i podał je chłopu w dwóch palcach.
— Niech se zapalom, a potem powiedzom, czy taki cygar dostanie w Polsce, co?
Kotis przyjął cygaro, popatrzył na nie nie bez uznania, lecz zauważył:
— Cygar zmajstrować i drogę rychtyk zrobić potrafi niejeden i taki, co ze swoją „Kultur“ do piekła zajedzie i z niego nie wyńdzie...
— Rychtyk! — przywtórzył mu jeden ze słuchaczów, podbitych przez niego, a ktoś ozwał się:
— Może w Polsce takiego dużego cygara nima, ale jest szperka.
— Rychtyk, he, he!
— Drogi liche a brzuchy pełne!