Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Broni trzeba i jeszcze raz broni! — wołał Chrobok, zaczem zabrał głos Korfanty:
— Zażądamy kategorycznie zamknięcia granicy niemieckiej hermetycznie, wydalenia stąd bojówek, przymusu paszportowego a głównie rozwiązania Zycherki.
— Generał Le Rond nie zdzierży! — zauważył dr. Górski, redaktor francuskiego Messager‘a.
— Broni! Broni! — strzelały głosy i jeszcze długo podniecony nastrój panował w restauracji. Akt gwałtu, zainscenizowany zuchwale w Opolu przed oczyma Komisji koalicyjnej, z lekceważeniem uprzednio przyjętego paktu, ujawniał, do jakiego stopnia obłędu doszły umysły niemieckie w tem zmaganiu się o czarne djamenty śląskie. Roztaczało to horoskopy krwawe.
Wreszcie Wiktor, panna Matylda i ich towarzysze opuścili gmach Komisarjatu, gdyż ogromnie byli zmęczeni przejściami dnia tego od wczesnego rana.
Na ulicach Bytomia wrzało jeszcze życie. Wogóle miasto ożywiło się w okresie plebiscytu niezmiernie a tego wieczora przybrało pozory środowiska, rozkołysanego na fali jakby karnawałowego rozhoworu. Wiktor rozglądał się wśród przelewającego się strumienia ludzi, azali nie ujrzy Froncka, oczywiście podchmielonego.
Przesunęło się obok nich trzech Niemców i jeden z nich, łowiąc uchem ich polskie słowa, cisnął w ich twarze wyzywające spojrzenie. Był to sędzia Walter Kuhna w towarzystwie dwóch sztabowców: kapitanów Herstenberga i Mosera. Przybyli oni na Śląsk, by skontrolować tajne organizacje niemieckie, pchnąć je tu i ówdzie do napaści na pochody polskie, tudzież przygotować je do nowej akcji na większą skalę. W źrenicach sędziego Kuhny można było wyczytać zapowiedź wrażych, wściekłych zapędów.
Sępy krzyżackie nie spały.