Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kramarzy i instrukcji małodusznego kauzyperdy walijskiego, jeżdżącego na dumnym wielkobrytyjskim koniu.
Wiktor dał znać do Wilczej, gdzie się znajduje, i z niepokojem oczekiwał wieści od siostry, która zaprawdę miała zadanie, przerastające siły młodej kobiety.
Na zegarach miejskich biła jedenasta, gdy samochód zatrzymał się przed Hotelem Lomnitz i wywołano Wiktora do przedsionka, gdzie czekał na niego towarzysz panny Matyldy, Froncek Psota.
— Wypuscom go z wienzienia, ale dopiero jutro raniutko! — oznajmił cwany smyk, podając mu list od siostry.
— A panna Matylda gdzie?
— U dra Styczyńskiego. Zostanie tam bez noc! — odrzekł Froncek i nuże pleść piąte, przez dziesiąte, jak to wszystko było i pomstować:
— Zeby ich pokrenciło, te kłaki parsywe, co oni nasy frelce kłopotu narobili! Chodziła kiejby od Annasa do Kajfasa.
Porucznik usadził go w restauracji, gdzie chłopak, jako znawca i lubownik, oddał się kontemplacji butelek, ustawionych na półkach bufetowych, a sam czytał list od siostry.
„Dopilnowałeś sprawy — pisała. — Przyszło z Opola kategoryczne rozporządzenie, by wypuścić Augustyna z więzienia. Nie nastąpiło to jednak dotychczas. Inspektor więzienia powiedział mi, że wpierw musi to przejść przez dwie instancje: prokuratora i kontrolera powiatowego (?!) Udałam się do nich, po raz wtóry. Prokurator (notoryczny hakatysta) odesłał mnie do kontrolera angielskiego, który lubo widocznie nierad, polecił jednak w mej obecności telefonicznie spełnić rozkaz Le Rond‘a. Mimo to inspektor więzienia wynalazł inną przyczynę, by Augustyna przetrzymać jeszcze w zamknięciu. Twierdził, że ordynacja więzienna nie po-