Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zebraniu? To on zajmuje się agitacią?... Naturalnie w duchu polskim. Na to przysłali go tutaj z wojska polskiego. On przerobił się na patentowanego Polaka, nieprawda?
— Rzeczywiście... — bąknęła bez tchu Matylda.
— Zwarjował do reszty...! — wyszeptał sarkastycznie przez zęby sędzia, a ojciec jego zaalarmowany zawołał ostrym tonem:
— Przypominam ci, że kto wstępuje w moje progi, musi politykę pozostawić wpierw przed drzwiami. Gdybyś z Wiktorem wszczął jakie rozprawy, wyrzucę was obu! Rozumiesz?.
— Ja z tym Polakiem rozprawiać nie będę... — wycedził sędzia tonem, w którym brzmiała groźba.
Matylda podniosła na niego oczy pełne niepokoju, a dyrektor ozwał się jeszcze rozkazująco:
— Musicie sobie schodzić z drogi, dopóki nie przyjdziecie obaj do rozumu. Rozumiesz?... To jest twój brat, a mój drogi chłopak. Może gorąco kąpany, trochę warjat, ale mój drogi chłopak i twój brat. Gdybyś miał... czynić mu jakiekolwiek wstręty, stanę po jego stronie, chociaż jego krewkość, czy jak to nazwać, jest mi równie niesympatyczną, jak twój szowinizm antypolski... Jeżeli uważasz się za mędrszego od tego „warjata“, to pokaż to teraz!
Matylda z zachwytem spozierała na ojca, którego nigdy jeszcze nie słyszała przemawiającego takim tonem. Miała ochotę rzucić się mu na szyję.
Walter sapał przez chwile, wreszcie zainterpelował siostrę.
— A co ty sądzisz o tem?...
— Ja...? — zachłysnęła się Matylda, przygwożdżona jego inkwizytorskiem spojrzeniem. — Ja? Muszę ci wyznać, że i ja bardzo się zmieniłam...
Tem wyznaniem Walter był tak przybity, że nie wyrzekł słowa. Spoczywał w fotelu z głową nisko zwieszoną, aż wreszcie powstał i wyszedł z pokoju.