waniem rękopisu. Z wyżółkłej, wychudzonej twarzy, kolorem podobnej do kart pergaminu, pałały ogniem natchnienia rozbłyszczone oczy; palce, ledwo obciągnięte skórą, dzierżyły mocno pendzel i nie oddałyby go za największą z doczesnych wartości. Delikatnemi pociągnięciami cyzelował inicjały, pełne uroku barw i linij. Z pod rąk jego wybiegały długiemi szeregami surowe, sztywne znaki starego gotyku, zimną wyniosłością, dążącą do wyżyn nadziemskich, odbijając niejako duszę twórcy.
Mnich umiłował swoją pracę, oddawał się jej z najgłębszem zaparciem siebie — tworzył. Tak, tworzył, gdyż dzieło jego było jedynem w swojem pięknie, ono jedno tylko oddawało duszę twórcy, jego wzniosły, nie znający przeszkód zapał. Było sztuką, a szereg bezimiennych skrybów, znajdujących schronienie za murami klasztornemi, by w ciszy i samotności spełnić cel życia — to wielcy artyści!
Dziś w proch rozsypały się kości, po-
Strona:M. Arct - Piękno w książce.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/60/M._Arct_-_Pi%C4%99kno_w_ksi%C4%85%C5%BCce.djvu/page22-1024px-M._Arct_-_Pi%C4%99kno_w_ksi%C4%85%C5%BCce.djvu.jpg)