Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Panie sędzio, prosiłbym, aby rzecz tę załatwić z możliwie największą dyskrecyą i delikatnością...
— A to dlaczego?
— Ojciec mój stary jest. A my kochamy się bardzo... nie chciałbym, aby z mego powodu miał zmartwienie.
Głos trochę płaczliwy Izydora nie podobał się sędziemu. Zakrawało to na melo-dramat. W każdym razie przyrzekł zastosować się do życzenia.
— Dzisiaj wieczór... najpóźniej jutro będę wiedział, co myśleć o całem tem zajściu.
Wieczór się zbliżał. Sędzia wrócił znowu do ruin klasztoru. Nie dopuszczając ciekawych, sam dyrygował poszukiwaniem, metodycznie dzieląc przestrzeń i każdą część przetrząsając z osobna. Z zapadnięciem wieczoru sprawa nie posunęła się o krok dalej, a pan Filleul oznajmił całej liczbie reporterów, którzy tymczasem zamek obiegli:
— Moi panowie, wszystkie zebrane szczegóły każą się nam domyślać, że morderca znajduje się tuż, blizko... powtarzam wszystkie szczegóły — oprócz rzeczywistości, bo nie możemy go znaleźć. Mojem więc zdaniem musiał umknąć. Poza murami zamku musimy go więc szukać.
Dla pewności zostawił kilku ludzi z brygadyerem żandarmeryi na czele, aby czuwali nad parkiem. Następnie przejrzał raz jeszcze oba salony, zwiedził cały zamek, a skompletowawszy wszelkie potrzebne wiadomości, wró-