Przejdź do zawartości

Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

może go odgaduje. Może go oczekuje na zakręcie tej drogi, na brzegu tego lasku, przy wyjściu z tej wioski! Każdy zawód, jaki go spotkał, umacniał go więcej w jego postanowieniu.
Często siadał w naddrożnym rowie i zagłębiał się w studyum owego dokumentu, którego kopię nosił przy sobie, zmieniwszy cyfry na samogłoski.

e . a . a . . e . . e . a . . a . .
a . . . e . e .     . e . o i . e . . e .
. o u . . e . o . . . e . . e . o . . e .
a i . u i . . e      . . e u . e

Często także swoim zwyczajem leżał na brzuchu w wysokiej trawie i myślał... myślał całemi godzinami. Miał czas.
Z zadziwiającą cierpliwością chodził od Sekwany do morza, od morza do Sekwany, przeglądając każdą okolicę dokładnie i systematycznie.
W ten sposób przejrzał: Montivilliers, Saint-Romain. Octeville, Epouville, Gourneville і Criquetot.
Każdego wieczora zachodził do wieśniaków, prosząc o nocleg. Po wieczerzy palono fajki i gwarzono. Prosił ich, aby opowiadali mu bajki, jak to zwykli czynić zimą podczas długich wieczorów. A zawsze zadawał im podstępne zapytania:
— A o igle nie wiecie nic? Nie znacie bajki o wydrążonej igle?
— Nie, nie słyszeliśmy o niej...