Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, ów nieznajomy dochodził prawie do grobowca pokrytego głogami, na lewo od klasztoru.
— Lecz podniósł się.
— Do połowy tylko. Wiktor zeszedł w tej chwili, aby czuwać przy furtce, ja poszłam go szukać, zostawiając tutaj na straży Wojciecha.
Wojciech z kolei uczynił swoje zeznania. Sędzia zawyrokował:
— W takim razie ranny nie mógł umknąć ani na lewo, gdyż twój towarzysz pilnował drzwi, ani na prawo, gdyż byłbyś go sam widział przechodzącego przez trawnik. A więc, myśląc logicznie, musi się obecnie znajdować na tej wązkiej przestrzeni, którą mamy przed oczyma.
— Takie jest moje przekonanie.
— Czy pani także jest tego zdania?
— Tak.
— Ja również tak myślę, — rzekł Wiktor.
Zastępca prokuratora odezwał się filuternie:
— Zatem pole badań jest nadzwyczaj wązkie, nic nam nie pozostaje, jak prowadzić dalej poszukiwania, rozpoczęte przed czterema godzinami.
Pan Filleul wziął kaszkiet z kominka, obejrzał ze wszystkich stron, a przywołując brygadiera żandarmeryi, rzekł mu na stronie:
— Poślij niezwłocznie jednego z twoich ludzi do Dieppe, do kapelusznika Maigret, ulica de la Barre, i niech prosi, aby pan Maigret powiedział nam, jeżeli to możliwe, komu sprzedał ten kaszkiet.