Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— jest nienaruszalny. Z którejkolwiek strony go dosięgnie — jest niedościgniony.
Czwarta godzina rano. Beautrelet przyjął gościnę, ofiarowaną mu poraz drugi przez kolegę z Janson. Stoi teraz przed lustrem, podparł się łokciami o konsolę, twarz oparł na dłoniach i patrzy na zmienione swe rysy.
Nie płacze, nie chce płakać, nie rzuca się z wściekłości na łożu, nie rozpacza, jak to czynił przez dwie godziny. Chce zastanowić się, zastanowić i zrozumieć.
Uporczywie patrzy sobie w oczy, jak gdyby w ten sposób chciał podwoić swoją moc i siłę, jak gdyby w tamtej osobie miał nadzieję znaleźć, rozwiązanie, którego sam w sobie daremno szuka.
W ten sposób przetrwał do godziny szóstej. Tak, oszukał się. Zrozumienie dokumentu tak, jak on je pojmował, jest fałszywe. Słowo „aiguille“ (igła) nie odnosi się do zamku nad brzegiem Creusy. Jak również słowo „demoiselles“ (panien) nie ma nic wspólnego z panną de Saint-Veran i jej kuzynką, gdyż dokument ten istnieje od kilku wieków. Tylko.... kto zaręczy, że egzystuje wogóle jaka tajemnica o „Wydrążonej igle?“
Czy starczą owe zebrane notatki z rozmaitych wieków? Może to jaki dziwny zbieg okoliczności, do którego nie można przywięzywać wielkiej wagi. W gruncie rzeczy, jest tylko jeden niezbity dowód: broszura z roku 1815. Lecz kto dowiedzie, że to nie jest dzieło jakiego maniaka, jakiego dowcipnisia, któ-