Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wymienił przytem jedną z najlepszych firm paryskich.
— Czy to pan krzyknąłeś, że Arsen Lupin znajduje się w tej sali?
— Tak, to ja.
— A czy go pan znasz?
— Nie widziałem go nigdy.
— Dlaczego więc pozwoliłeś pan sobie zakłócić spokój sądowej sali? — pytał surowym głosem przewodniczący.
— Powiem już całą prawdę, panie sędzio — tłómaczył się chłopak bynajmniej nie zastraszony. — Wpadłem tu, jak drudzy, bo byłem ciekawy całej tej sprawy i chciałem widzieć wspólników Arsena Lupin. Słuchałem też pilnie. A gdy ten oto — dodał, wskazując na Gilberta — upewniał, że jest niewinny i to tak szczerze, że, za przeproszeniem pana sędziego, każdyby mu uwierzył, ktoś mnie pociągnął za rękaw, jakiś pan, bardzo porządnie ubrany.
Wcisnął mi do ręki ten oto papier, mówiąc:
— Przeczytaj bracie na głos to, co tu napisano, a dostaniesz za to tysiąc franków, — I mignął mi przed oczy banknotem. — Pan sędzia zrozumie, że zrobiłem, czego chciał ten obywatel, bo i cóż? Chyba w tem niema grzechu — a tysiąc franków, to pieniądze dla biednego człowieka.
Popierając dowodami oryginalne swe zeznanie, Filip Banel pokazał kartkę ze wzmiankowanym napisem i banknot tysiącfrankowy. Obsypano go pytaniami co do wyglądu owego pana, posłano też natychmiast do wymienionej przez niego rzeźni, gdzie stwierdzono bez trudności jego tożsamość.
Filip Banel mówił prawdę. Arsen Lupín był widocznie na sali i zadrwił sobie raz jeszcze z policji i władz. W czasie zamętu wywołanego aresztowaniem chłopaka, wyszedł spokojnie z gmachu sądowego i musiał już być daleko.
Banel skazanym został na parę dni aresztu za za-