Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu tę przeklętą listę, która zrobiła go tak potężnym. Muszę widzieć upokorzenie jego, rozpacz, łzy.
— Jego śmierć? — dokończył za nią Arsen.
— O nie, to byłaby za łagodna kara dla takiego jak on potwora.
— Ależ on domyślać się musi pani zamiarów.
— Oczywiście, wie dobrze, że pragnę odszukać listę, że śledzę każdy krok jego, każde słowo.
— Musi być jednak bardzo pewny siebie — zauważył Lupin.
— A jednak — rzekła Klarysa z nagłem ożywieniem — zdaje mi się, że wpadłam już na ślad.
— Kryształowy korek? — zapytał Arsen.
— Tak jest — a przynajmniej kryształowy jakiś przedmiot. Pewnego dnia wpadł mi w ręce w jego willi, urywek listu od jednej z, hutniczych firm angielskich. W liście tym donoszono mu co następuje:
„Stosownie do życzenia pana kryształ wydmuchanym zostanie w ten sposób, że powstanie w nim próżnia niewidzialna dla oka“.
— Kryształ? Ależ to nie znaczy jeszcze, aby to miał być korek. Wszak byłaby to za szczupła kryjówką dla pomieszczenia papieru.
— Kryjówka to najzupełniej wystarczająca — rzekła z całą stanowczością Klarysa.
— Skąd pani o tem wie? Skoro nie widziałaś pani nigdy oryginału listy.
— Mówił mi o niej Maurycy Prasville, dyrektor policji.
— A czy Prasville wie także, kim jest Gilbert? czy zna go jako brata pani?
— Nie, nie, na nieszczęście nie. Nikt prócz mnie nie może o tem wiedzieć. Gilbert dzieckiem prawie, wstąpił do marynarki i od lat całych nie był w kraju.
— A czy dotąd służy jeszcze w marynarce?
— O tak, tam przypuszczają, że jest na dłuższym urlopie. Powinien jednak powrócić jak najrychlej, co też uczyni, skoro go tylko wypuszczą z więzienia.