Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie mogę przedsięwziąć żadnego kroku, któregobyś pan nie pokrzyżował.
— Ależ pani! — przerwał jej Lupin. — To ty stanęłaś od pewnego czasu na mojej drodze, to ja nie mogę przedsięwziąć żadnego kroku, któregobyś pani nie pokrzyżowała. A jednak przed paru dniami w loży nie zdradziłaś mnie przed Daubrecq’em. A zresztą wiem...
— Co pan wiesz? — przerwała mu Klarysa, uśmiechając się blado. — Nic, lub prawie nic. Pocóż więc stajesz pomiędzy mną a posłem Daubrecq’em. Co komu na tem zależy? Jaki masz w tem cel?
— Pani go kocha? — zawołał gwałtownie Arsen. — Pani kocha tego człowieka.
Ale w twarzy Klarysy zaszła wtedy dziwna zmiana.
— Ha! ha! — zaśmiała się. — Kocham go tak, że gdybym mogła, zasztyletowałabym go własnemi rękoma i byłby to czyn szlachetny.
— Widziałem to — rzekł Arsen, przypomniawszy sobie scenę, dostrzeżoną przez okno. — Ale dlaczego pani go wtedy nie zabiła?
— Bo nie zdałoby się to na nic — odparła głucho Klarysa.
— Tak, tak — dodała po namyśle — ten człowiek mógłby się stać po śmierci szkodliwszym jeszcze, niż za życia.
Jakkolwiek zdanie to brzmiało dziwnie, nie było ono niespodzianką dla Arsena. Wszakże tak sadło myśleć musiał margrabia Albufex, który złożył okup Daubrecq’owi, zamiast go zastrzelić. Klarysa tymczasem mówiła dalej.
— A zresztą, pomówmy otwarcie. Dosyć już tych półsłówek i niedomówień. Ja pierwsza dam przykład szczerości i opowiem panu część przynajmniej tajemnicy, która wiąże los mój z życiem posła Daubrecq’a. Człowiek ten posiada w mocy swej pewien przedmiot nieoszacowanej wartości. Nie znaczy to,